środa, 27 czerwca 2018

Madagaskar – wielkie żaglice, tuńczyki i smoki



O tym, że Madagaskar jest wędkarskim rajem, którego próżno szukać gdzie indziej na świecie, wiedziałem już dawno z moich poprzednich wypraw i tego, że na pewno połowimy byłem pewien. Cóż z tego jak i tak noc przed wyjazdem miałem jak zwykle bezsenną, ale do tego chyba już muszę się przyzwyczaić. Spotkanie ustaliliśmy jak zwykle na lotnisku w Warszawie, to stąd ruszymy na tę trzecią, co do wielkości wyspę świata. 
Wszyscy stawili się karnie, większość nielicznej grupy stanowili weterani: Sławek i Piotrek byli już ze mną na Syberii, a Zbyszek wraca po raz kolejny ze mną na Madagaskar, on wie, gdzie można połowić, jedynie Czesiek rusza po raz pierwszy w daleki świat po wielką wędkarską przygodę, jego marzeniem jest żaglica, jak sam mówi, więcej ryb może nie być. Na szczęście jak na tą odległość podróż nie będzie trwała długo, z przesiadkami, a jest ich dwie po drodze jakieś osiemnaście godzin. Odprawa przebiega bezproblemowo, nie musimy martwić się o sprzęt wędkarski czy ważność wiz, wyrobimy je już na Madagaskarze, a wędki czekają na nas na łodzi i po małym co nieco wsiadamy do samolotu z nadzieją na wspaniałą wędkarską przygodę.
Lądowanie na niewielkim lotnisku w Nosy Be pilotowi nie sprawiło żadnych problemów, przez bulaj samolotu widzę znajomy mizerny budynek lotniska (ma być rozbudowywany, na zewnątrz są plakaty) w otoczeniu bujnej tropikalnej roślinności. Tutaj nie ma rękawów, czy klimatyzowanych autobusów odwożących pasażerów do terminala, tu jest trap i spacer po płycie lotniska do miejsca odprawy. 
Tym razem jest ona zorganizowana na zewnątrz budynku, co tworzy jeszcze większy harmider niż zwykle. Wprawdzie więcej jest personelu, ale to nie poprawia sytuacji, jedni z nich wydają wnioski wizowe, inni pomagają je wypisywać, następni stawiają masę ważnych pieczątek i pobierają opłatę wizową, a inni po prostu stoją, ale od wszystkich słychać jedno słowo „gift”. Uprzedziłem chłopaków, aby mieli przy sobie jedynie drobne na opłatę wizową i unikali dawania „giftów” i chyba się udało. Następnym sitem po wyjściu z odprawy są tragarze, którzy oferują zaniesienie bagażu do samochodu, oczywiście też za „gift”, a to, że do samochodu jest z reguły nie dalej niż 15-20 m i są do dyspozycji darmowe wózki, których oni zresztą też używają, do przewiezienia naszego bagażu, to już jakby mniej ważne. My unikamy także tej zasadzki, bo niemalże przy samym wyjściu czeka na nas znajomy kierowca, pakujemy się, więc do zdezelowanego, co tu ukrywać busa i ruszamy w drogę do hotelu po drodze mijając typowe malgaskie klimaty, czyli mieszanina tandety i prowizorki z przepięknymi krajobrazami. 
Nie wiem czy jest tutaj jakieś ograniczenie prędkości, ale i tak byłoby to bez sensu, ponieważ jakość tutejszych dróg pozwala na rozwinięcie maksymalnej szybkości nie większej niż 50 km/h, a nocą trzeba jechać maks jakieś 30 km/h inaczej wpakujemy się na pewno w jakąś dziurę i będzie to koniec podróży. Po ponad godzinie jazdy, podczas której przebyliśmy nie więcej niż 30 km (korków po drodze nie było) docieramy do naszego miejsca bazowania. Na dworze wita nas urocza i jak zwykle śliczna Rosy, dziewczyna, która w zasadzie zarządza tym miejscem, zawsze uśmiechnięta i pomocna we wszystkim.
Sam hotel położony jest w bajecznym miejscu, bo na wysokim klifie tuż nad brzegiem oceanu i w zasadzie wystarczy wyjść z pokoju, aby robić bez żadnego fotoshopa zdjęcia do turystycznych folderów lub takie, że jak wyślemy je znajomym to mogą już przestać nas lubić tak jak dotychczas. Lubię to miejsce, bo oprócz widoków, panuje tutaj fajna, luźna, niemalże rodzinna atmosfera.
Miejsce to przypomina bardziej bungalowy niż typowy hotel, pokoje są czyste, a łóżka wygodne. Instalujemy się, więc w hotelu, ale mimo zmęczenia nikt nie zamierza położyć się spać, szkoda dnia.
Po odświeżeniu się jest plan, aby zejść na plaże i odwiedzić tutejszą restaurację. Zbieram, więc moją ekipę i w drogę. W restauracji w zasadzie nie ma stałego menu, wszystko zależy przede wszystkim od tego, co dostarczą miejscowi rybacy. Jednak dla mnie to nie jest wadą tego miejsca, a wręcz przeciwnie jego zaletą, dzięki temu wiemy, że wszystko jest pierwszej świeżości. Idziemy, więc niejako w nieznane. Dzisiaj mamy szczęście, właśnie są świeżutkie langusty, żal byłoby nie spróbować, tym bardziej, że u nas wydalibyśmy na to majątek. Będziemy grzeszyć, a co tam, zamawiamy cały półmisek langust z grilla i do tego Carpaccio z tuńczyka, tutejsze piwo, zwłaszcza zimne też nieźle smakuje i posiedziałoby się nieco dłużej, gdyby nie to, że jutro czas wyruszać na ryby, a i zmęczenie zaczyna wychodzić po tak długiej podróży. Nastroje jednak są bojowe, wszak to już jutro zaczynamy to, po co tutaj przyjechaliśmy – połowy wielkich ryb. C.D.N.

 

wtorek, 3 października 2017

Rosja - wyprawy wędkarskie w głąb Rosji. Syberia, Jakucja, Dalnyj Wastok.



Wyprawa na rzekę Kamiennyj Dubczes - Syberia
Od kiedy po raz pierwszy zdecydowałem się wyruszyć do Rosji na ryby, można powiedzieć, że zakochałem się w tym kraju od pierwszego wejrzenia. Miłość ta trwa do dzisiaj, a jak wiemy uczucie to bywa ślepe, pewnie, gdybym patrzył na to poprzez pryzmat obecnej polityki mój ogląd sprawy powinien być inny, ale ja tam nie spotkałem się nigdy z polityką, która mogłaby mieć wpływ na mój pobyt tam, wyjazd, czy cokolwiek. Rosjanie oczywiście narzekają na polityków w takim samym stopniu jak my to robimy i pewnie tak samo mają powody do tego. Tutaj przypomina mi się zdanie wygłoszone na konferencji prasowej prowadzonej z kosmosu przez jednego z amerykańskich kosmonautów będącego na stacji kosmicznej MIR razem z Rosjanami, na pytanie dziennikarza: „Jak dogadujecie się z Rosjanami, bo nasi politycy nie bardzo mogą się dogadać?” Kosmonauta odparł: „Dogadujemy się znakomicie, a co do polityków, to myślę, że gdyby ich wysłać w kosmos, dogadali by się bardzo szybko”. I na tym zakończmy rozważania na temat wzajemnej polityki, nie mamy na nią ani wpływu, ani nie rozwiążemy tego Matrixu. Chciałbym natomiast nieco przybliżyć to, jak z mojej perspektywy wygląda „moja” Rosja, do której tak lubię wracać.
Lotnisko Chabarowsk
Podczas wyjazdów pierwszym punktem jest zawsze Moskwa. Stolica Rosji,  jest ona w zasadzie zawsze portem tranzytowym w moich podróżach na wschód, wielkie lotnisko Szeremietewo, to moloch jakich wiele na świecie, z którego odlatują samoloty w różne rejony świata oraz te wewnętrzne w rożne rejony Rosji. To właśnie wewnętrzny, bardzo rozbudowany transport lotniczy, powoduje, że w zasadzie bez kłopotu możemy przemieszczać się w najdalsze rejony Rosji. To z Moskwy odlatują samoloty do wszystkich głównych rosyjskich miast, ale to oczywiście początek naszej podróży. Wiele zmieniło się w komunikacji lotniczej w Rosji. Większość taboru lotniczego na tych głównych liniach to współczesne Boeingi i Airbusy, zamiast dawno już wycofanych IŁ-ów czy Antków, te latają jeszcze na liniach lokalnych, których tutaj wiele. Na lotnisku w Moskwie obowiązują dwa języki: oczywiście rosyjski, ale bez problemu w zasadzie znajdziemy pomoc w języku angielskim. Podczas transferu jest zazwyczaj czas , aby się posilić (na lotach z Polski do Moskwy dostaniemy tylko skromną przekąskę). Ja, zazwyczaj gdziekolwiek jestem, szukam lokalnych smaków i potraw, dla takich osób polecam wprawdzie sieciówkę ale z rosyjskim zacięciem: „Крошка картошка”  (kroszka kartoszka) czyli po naszemu po prostu kawałek ziemniaka. Podstawowym daniem tam jest właśnie pieczony ziemniak razem ze skórką, podawany z rożnymi dodatkami np. ze śledziem w śmietanowym sosie, dla mnie pycha, sam ziemniak podany na tacce pieczony ze skórką, zapachem i smakiem przypomina te pieczone na ognisku, a śledzik to nie nasz matias tylko zwyczajny moczony śledź.
Stary budynek lotniska w Turuchańsku - już nieczynny
Po posiłku i odprawie granicznej, która zazwyczaj przebiega dosyć sprawnie, bo nie trzeba już wypełniać  żadnych typowych w tych miejscach deklaracji, oprócz stempla wjazdowego w paszporcie dostajemy też małą karteczkę, która jest o tyle ważna, że żądają jej od nas przy meldunku w hotelu, ale także przy wyjeździe na granicy. Po dokonaniu odprawy udajemy się na swoje stanowisko na samolot i tutaj w zależności od kierunku jaki obierzemy mamy do przelecenia np. cztery w wypadku Krasnojarska lub nawet siedem czy osiem stref czasowych w wypadku dalszych kierunków na wschód, bo Krasnojarsk to dopiero środkowa Rosja jest. Ogrom i odległości w Rosji dla nas są czasami niewyobrażalne, tam odległość powiedzmy 200 km to naprawdę niewiele, a odległości pomiędzy sąsiednimi dużymi miastami sięgają czasami tysiąca i więcej kilometrów. Zatem musimy przygotować się na około cztery i pół godziny lotu do środkowej Rosji lub siedem, osiem godzin jeżeli lecimy na „Dalnyj Wastok” czyli daleki wschód i to wszystko nad Rosją. Sami Rosjanie mówią, że im dalej na wschód od Moskwy tym lepsi ludzie. Byłem i w Moskwie i na „Dalnym Wastokie” i tak naprawdę nigdzie nie spotkałem złych ludzi, może za wyjątkiem naciągaczy taksówkarzy, lub paru typków, którzy chcieli sprzedać mi coś po „okazyjnej” cenie ale takich spotyka się na całym świecie.
Odlatujemy - kierunek Turuchanskij Rajon
Po wylocie z Moskwy, w zasadzie możemy zapomnieć o wspomaganiu się angielskim, jeżeli nie znamy, przynajmniej podstaw rosyjskiego będziemy skazani na recepcjonistkę w hotelu. Jeśli natomiast, przynajmniej jako tako porozumiewamy się po rosyjsku, otwiera się przed nami zupełnie inny świat.
Nad brzegiem Jeniseju, już po wyprawie
Rosjanie generalnie są bardzo otwarci na turystów, szczególnie widać to w miejscach, gdzie jest ich mało. Jeżeli tylko potrafimy się z nimi porozumieć zawsze możemy być pewni, że znajdziemy pomoc, i to taką, która często
znacznie wykracza poza to, o co prosiliśmy. Chociażby taki obrazek z naszej ostatniej wyprawy, kiedy to w Turuchańsku, na brzegu Jeniseju spotkaliśmy pewnego jegomościa, który, gdy dowiedział się, że jesteśmy wędkarzami z Polski, najpierw nas wyściskał i powiedział, że jego żona też pochodzi z Polski, a następnie zaoferował nam za darmo podwiezienie na lotnisko. Jak się okazało był to emerytowany komendant milicji w Turuchańsku, który bez przerwy powtarzał, jak bardzo się cieszy, że my Polacy przyjechaliśmy tak daleko, właśnie do nich. Wyściskaliśmy się z nim jeszcze raz na lotnisku, z obietnicą, że będziemy tutaj wracać.
Takie obrazki można mnożyć, chociażby w tym samym Turuchańsku, na jego malutkim lotnisku, gdy zaczęła się rutynowa odprawa, pani poprosiła nas, wiedząc, że jesteśmy obcokrajowcami do odprawy jako pierwszych. Było tam w tym czasie sporo innych ludzi – Rosjan, ale każdy z nich przyjął to ze zrozumieniem i ustąpił nam drogi, co prawdę mówiąc było dla nas nieco krępujące i nieco
Czekamy na odprawę - Turuchańsk
oponowałem, ale chyba wszyscy, poza nami uznali, że tego wymaga gościnność i tak trzeba, dlatego weszliśmy do odprawy jako pierwsi, bez najmniejszego szemrania, a właściwie z pełną aprobatą i uśmiechami, ze strony innych pasażerów. Rosjanie widząc, czy rozpoznając obcokrajowców, bardzo często sami nawiązują rozmowę, pytają skąd jesteśmy, jak nam się tutaj podoba, są ciekawi świata, może dlatego, że Rosja od zawsze była izolowana i trudno było z niej wyjechać, a i teraz wyjeżdżają w zasadzie nieliczni i to przeważnie z dużych miast. Nigdy jednak, nie spotkałem się z jakimkolwiek zarzutem z tego powodu, że jestem Polakiem, a wręcz przeciwnie, Polaków się tutaj lubi. Po tych wielu moich podróżach do Rosji, do tej pory, wzrusza mnie, gdy na przykład w sklepie lub po paru wymienionych zdaniach z kimś zupełnie obcym słyszę: ”Bądźcie szczęśliwi”, „Bądźcie zdrowi” lub „Wszystkiego dobrego Wam życzę”. To niby proste słowa, ale czuję się, że wypowiadane są one z serca i są szczere, że nie jest to zwykły zwrot grzecznościowy w stylu „Do widzenia”.
Szaszłyk po ormiańsku
„Rosyjska dusza”, zwyczaje i gościnność to odrębny temat. Tak sobie myślę, że gdybym miał skorzystać ze wszystkich zaproszeń, które dostałem, to musiałbym tam po prosu zostać na długo, a zaproszenie w Rosji, to poważna sprawa. Gdy na przykład zapraszasz kogoś do restauracji, to już nie ma zlituj, ty płacisz za wszystko i dyshonorem by było składanie się na rachunek. Zwyczajem i normą jest tak zwany „gościniec” – czyli upominek, dawany komuś, kogo zapraszasz, ale i ty jeżeli zostałeś zaproszony to wypada coś ze sobą przynieść, jako gościniec. Ugościć, to częste słowo, które tam pada i oznacza nie tylko zaproszenie do domu, ale właśnie owy gościniec.
"Nasza" Ormianka z Jurkiem i lawaszem z tandura
Pamiętam, jak w Krasnojarsku, po raz pierwszy weszliśmy do małej budki, na której było napisane, że można dostać tutaj potrawy z tandura – czyli glinianego pieca opalanego drzewem. Ponieważ akurat byliśmy po posiłku, chciałem tylko zajrzeć, aby być może mieć fajne miejsce do odwiedzenia później. W środku spotkaliśmy piękną Ormiankę, kobietę w średnim wieku, która jak się potem okazało była właścicielką tego punktu, był też na środku tandur, w którym piekła wielkie pszenne placki zwane lawasz. Po paru słowach, gdy dowiedziała się skąd jesteśmy, powiedziała wprost, że nas nie wypuści bez poczęstunku czyli gościńca, nakroiła świeżych warzyw, ormiańskiego sera, basturmy, czyli suszonego wołowego mięsa w przyprawach i wszystko to położyła na owym świeżo upieczonym lawaszu, zaparzyła też wspaniałej ormiańskiej herbaty, wobec takiego rozwoju wydarzeń nie sposób było odmówić. Wszystko było pyszne i świeże, a ser i basturma doskonała. Po posiłku, próbowałem oczywiście jakoś zapłacić, ale zdecydowanie odmówiła. Skończyło się tym, że umówiliśmy się, że przyjdziemy wszyscy do niej wieczorem na szaszłyka z tandura, jednak tym razem oczywiście zapłacimy, na szczęście się zgodziła. Od tej pory zawsze, gdy jestem w Krasnojarsku idziemy na najpyszniejszego, zrobionego z dużych kawałów, nie mylić z kawałkami, mięsa, w tandurze, podanego na lawaszu z warzywami i serem szaszłyka. Oczywiście zawsze jest jakiś dodatkowy gościniec jak chociażby pyszne i soczyste w środku czubureki. Przy okazji tych spotkań, poznałem niemal całą jej rodzinę, synów i kilka ciotek.
Biesiada w chacie myśliwskiej w środku tajgi.
Alkohol u Rosjan, a szczególnie wódka, stanowi, co wszyscy wiedzą, tradycję i jest niemalże utożsamiana z tym krajem. Jednak alkoholików na ulicach widzi się tutaj nie więcej niż u nas, a ludzie generalnie piją chyba nie więcej niż w naszym kraju. Pije się jednak tutaj inaczej, najważniejsza do wódki jest zakąska, Rosjanie z reguły nie popijają po kieliszku czyli „rumkie”, bardziej znany u nas „stakan” to coś większego, czyli szklanka i z niej raczej się nie pije wódki. Zakąskę może stanowić wszystko, to co akurat mamy pod
ręką, od blińczyka z kawiorem, po kawałek
Spotkanie w pobliżu Amuru - nie obyło się bez gościńca
chleba z sałem lub ogórka. Gościnność i wódka w Rosji są w zasadzie nierozłączne, chociaż Rosjanie potrafią szanować to, że ktoś po prostu nie pije. Pamiętam jedną z wypraw na daleki wschód Rosji, kiedy to łowiliśmy na niewielkiej rzece, właściwie zupełnie niedostępnej, jeżeli kogokolwiek na niej mogliśmy się spodziewać to dopiero w pobliżu jej ujścia do Amuru. Tam to właśnie spotkaliśmy lokalnych wędkarzy na starej „Kazance” – łodzi motorowej pamiętającej jeszcze Związek Radziecki. Pomachali do nas, poczym zawrócili i dobili w pobliżu nas do brzegu. Tradycyjne pytania, czy bierze, co tam słychać wyżej na rzece itp. Rozmowa przeciągała się, a że nie wypada nie ugościć nowych znajomych, wędkarze wyjęli po prostu butelkę wódki, na zakąskę był solony starlet i wędzona bieługa i tak koło łódki zaczęliśmy skromne przyjęcie. Wspomnienia: jaka to ryba kiedyś tu była, co się pozmieniało, przerywane co jakiś czas zachętą do następnej kolejki w stylu: „No polej Anton, bo chłopakom żebra schną” – ot taka typowa rosyjska sytuacja. Po czym zwyczajnie rozstaliśmy się wymieniając numery telefonów, chłopaki pojechali łowić dalej, a i my udaliśmy się w swoją stronę.
Tajmień - jedno z bogactw rosyjskich rzek
Rybałka w Rosji, to sport narodowy, jest wprawdzie chyba kilku Rosjan, którzy nie łowią ryb, ale… oczywiście przesadzam, ale rzeczywiście wędkarzy można spotkać tutaj na każdym kroku. Wynika to chyba z ich historii i tradycji. W Rosji w zasadzie wszystkie wielkie miasta, jak i małe osady zakładano na brzegach wielkich rosyjskich rzek, by później kolonizować ich dopływy i dalej i dalej, aż po niewielkie rzeczki z ich rozsianymi jak korale pasiołkami. To rzeka dawała główne pożywienie i utrzymanie, stanowiła też niejednokrotnie jedyną drogę komunikacyjną. Tak w wielu miejscach jest do dzisiaj, gdzie dotrzeć można tylko rzeką i w zasadzie niczym
Gornaja rieczka - krytaliczna woda i nikogo w około
więcej, bo helikopter też nie wyląduje w środku gęstej tajgi. Dlatego rybołówstwo, a później wędkarstwo stało się jednym z najbardziej ulubionych zajęć Rosjan.
Rzeka Amur - Dalnyj Wastok
Drugim czynnikiem, który moim zdaniem sprawił, że wędkarstwo w Rosji jest tak popularne, jest sama zasobność rzek w rybę i bogactwo gatunków. Rosjanie skupieni nad Jenisejem dzielą ryby według trzech kategorii: „krasna” – od słowa „krasiwa” czyli piękna, „bieła” czyli biała i „czorna” – czarna, w zasadzie ta ostania kategoria służy jako karma dla psów lub jest jedzona, gdy nie mamy niczego lepszego. Powiem tylko tyle, że do czarnej ryby zaliczają oni np. okonia, 
Wędzony lipień już dochodzi na ognisku
szczupaka, czy miętusa. Ryba „krasna” to jesiotr, tajmień, nelma, muksun, tugun, czy starlet – gatunki tutaj bardzo cenione.
Wiele mówi się o kłusownictwie w rosyjskich rzekach i jak to zwykle bywa prawda ta ma co najmniej dwa oblicza. Prawdą jest, że kłusownictwo w Rosji występuje i że władze z tym walczą ale raczej mało skutecznie. Na przykład za nielegalny połów jesiotra można nie tylko stracić łódź, sprzęt ale także iść do więzienia. Nie bardzo jednak odstrasza to kłusowników, jesiotra łowiło się tutaj od zawsze i od zawsze czarny kawior był w cenie. Jednak wraz z rozwojem współczesnych metod połowów, z sytuacją, ogólnie rzecz biorąc,
Rybne delikatesy w Krasnojarsku.
przełowienia zasobów na całym świecie mamy ten sam problem, Rosja nie należy do wyjątków. Na szczęście kłusownictwem w rzekach, w przeciwieństwie do kłusownictwa morskiego, zajmują się w zasadzie mieszkańcy nadbrzeżnych wsi, co ogranicza jego rozmiary.


Póki co jesiotra, starleta, czy nelmę dostaniemy w zasadzie w każdej wsi położonej nad rzeką, co oznacza, że ciągle rzeka jest żywicielką i daje sobie radę, mam nadzieję, że jeszcze długo z coraz większą presją człowieka. To że rzeka, taka jak Jenisej jest rybna, mogliśmy przekonać się na własne oczy, kiedy w jednej ze wsi położonej na dalekiej północy zaproponowano nam uczestniczenie w połowach niewodem. Cały połów trwał może kwadrans, niedużym niewodem, zaraz przy brzegu udało nam się złowić dwa pełne wiadra ryb, był i szczupak i okonie, jazie, płocie, sieja i całe wiadro tuguna, uznawanego tutaj za przysmak, w Moskwie nie do dostania, a w Krasnojarsku za kilogram trzeba zapłacić około 1300 RUB, co daje około 90 zł/kg. Podsumowując, to co tutaj jest uznawane za bezrybie u nas byłoby niezłą wodą, np. w Krasnojarsku z pod mostem wędkarze łowią lipienie, wprawdzie nie są to duże okazy ale są. 
Jenisej - dotarliśmy na miejsce - statkiem
Jeszcze jedno słowo na temat czystości rosyjskich rzek. Jest z tym różnie, w pobliżu wielkich rzek od zarania koncentrował się przemysł i wielkie miasta, tak jak i na całym świecie, czynnik ten miał kolosalny wpływ na zanieczyszczenie środowiska. W pewnym okresie na przykład na  Amurze, z powodu zanieczyszczenia wód, przez przemysł chiński i rosyjski, bo Amur jest w dużej części rzeką graniczną, nie tylko, że nikt nie pił wody z rzeki ale nawet zaprzestano połowów i konsumpcji tamtejszych ryb. Od kilku lat jednak sytuacja zmieniła się zdecydowanie na lepsze, woda już nie jest tak zanieczyszczona, a rybostan, jak oceniają sami wędkarze, nie
tylko że ocalał, ale i się rozrósł. W tej chwili na Amurze występuje chyba największa populacja olbrzymiej bieługi. Zupełnie inna jest sytuacja na rzekach będących dopływami tych wielkich, na których lub nigdy nie było, bądź też nie ma w tej chwili żadnego przemysłu. Wiele zależy oczywiście od samego dna i charakteru rzeki, jednak na rzekach o dnie kamienistym, czy żwirowym woda jest krystalicznie czysta i zdatna do picia w stanie surowym, a smak tej wody, po prostu źródlany.
Jeżeli interesuje Was temat, proszę o komentarze i pytania.


poniedziałek, 20 czerwca 2016

Tajmień 2017 - wyprawa wędkarska z polskim przewodnikiem do Rosji

Lenok ryby wyprawy do Rosji
syberyjska rzeka wędkarstwo w RosjiTen prawy dopływ Jeniseju, położony daleko na północ w rejonie Turhańskim, śmiało można nazwać jedną z najbogatszych i najpiękniejszych rzek północnej Rosji. Typowa dzika rzeka wijąca się pośród niezmierzonej tajgi, cudownych krajobrazów i co chwila zaskakującej swym pięknem i dzikością syberyjskiej przyrody. Czasami zaskakuje ona nas dzikim i górskim charakterem, progami, kipielami, otaczającymi jej brzegi skałami i wodospadami, by za chwilę całkowicie zmienić swój charakter i leniwie wić się pośród cedrowych drzew i dziewiczej tajgi. tajmienia, syberyjskiej troci (lenoka), czy wszechobecnego tutaj syberyjskiego lipienia, nie zapominając oczywiście też o szczupaku, siei, czy okoniu. Samo otoczenie rzeki jest bogate zarówno w dziką zwierzynę, a także grzyby, jagody, borówki, poziomki i porzeczki, które znakomicie uzupełniają tutaj nasz jadłospis. Rzeka, szczególnie w wyższych swoich partiach jest w zasadzie niedostępna dla zwykłych łodzi, dlatego też niewielu wędkarzy się tam wybiera. 
wyprawa na ryby syberiaNasze szybkie łodzie, a właściwie ślizgacze natomiast z takimi miejscami radzą sobie bez problemu, dlatego też możemy dotrzeć tam, gdzie dociera tak niewielu i cieszyć się niesamowitym wędkarskim przeżyciem. Nad rzeką, jak to zwykle tutaj rozsianych jest wiele myśliwskich drewnianych chatek, które latem są opuszczone i często podczas gorszej pogody służą nam za nocleg i schronienie, zimą powracają do nich zawodowi myśliwi, którzy polują tutaj na sobole, rysie, czy rosomaki, a w wolnym czasie łowią lipienie i trocie spod lodu.
Podczas spływu i połowów na tej wspaniałej rzece będzie nas interesować nie tylko jej główny nurt, ale także jej dopływy i strumienie, jako bardzo ciekawe miejsca połowu
Rzeka ta potrafi zachwycić nie tylko swym pięknem i urokiem, ale przede wszystkim bogactwem i różnorodnością ryb, która potrafi zaskoczyć nawet bardzo doświadczonych wędkarzy. Głównymi gatunkami poławianymi w tej rzece są: szczupak, okoń, miętus, lipień, sieja i tajmień o imponujących rozmiarach.
Zanim jednak zaczniemy łowić w tej wspaniałej
rzece, trzeba się tam dostać. Muszę powiedzieć, że już sama podróż jest niesamowita i zapada na długo w pamięć. Zaczynamy od lądowania w Krasnojarsku, jednym z największych miast środkowej Rosji, tak, bo to środkowa Rosja jest dopiero, mimo, że z Moskwy to około 6 godzin lotu. Tutaj planujemy jeden dzień odpoczynku, po długim locie, bo przylatujemy rano. Zwiedzamy miasto, możemy iść do fajnej rosyjskiej restauracji serwującej rosyjską kuchnię, pielemieni mają przepyszne. Noc w hotelu i rano pakujemy się na statek.
Statek Jenisej wyprawyStatki pływające po Jeniseju to prawdziwe legendy tych wód, niektóre mają po pół wieku i same w sobie stanowią atrakcję, takich już raczej nie spotyka się gdzie indziej. W zależności od klasy mamy tutaj do dyspozycji różne kabiny od luksusowych apartamentów klasy Lux, poprzez klasę pierwszą: kabiny dwuosobowe z oknem na pokład, lub klasę drugą czteroosobowe również z oknem na pokład. Na statku znajdują się restauracje, bary, sklepik, prysznice, czyli wszystkie wygody. Podróż tą olbrzymią rzeką jaką jest Jenisej do naszego miejsca
przeznaczenia trwa dwie i pół doby. Pokonamy w tym czasie niemalże 2000 km, co w Rosji nie jest czymś wyjątkowym. Statek po swojej długiej drodze staje w mijanych miejscowościach i wsiach, wsiadają nowi pasażerowie, wysiada część starych ale co najważniejsze na niemalże każdym takim przystanku jest rynek, na którym można kupić miejscowe specjały od tutejszych gospodyń i gospodarzy. Oprócz wspaniałych wędzonych ryb, cedrowego oleju, czy masła znajdziemy tutaj wytwory nie tylko lokalnej kuchni ale i domowego przemysłu
spirytusowego, nalewki i wina, „czeremucha”, „kłubnica”, „smorodina” czy „czernika” to tylko niektóre z prawdziwego bogactwa smaków i aromatów. W Krasnojarsku zostawiliśmy inny świat, po to aby tutaj odkrywać zupełnie coś innego. Trzeciego dnia naszej podróży docieramy wreszcie do wsi, gdzie czekają na nas nasi przewodnicy. Krótka odprawa, przywitanie i przesiadamy się na ślizgacze, które zawiozą nas na początku Jeniesejem, aby później wpłynąć już na właściwą rzekę i piąć się w górę, aż do miejsc zupełnie niedostępnych – do królestwa tajmienia.
Syberia wędkarstwo w Rosji wyprawy na rybyTo właśnie dzięki ślizgaczom o minimalnym zanurzeniu i metalowym kadłubie, a nie tradycyjnym łodziom jesteśmy w stanie dotrzeć w miejsca, gdzie nie ma szans tego zrobić na zwykłej łodzi. Aby dojechać do miejsc takich jak to, po drodze musimy pokonać kilka progów wodnych o bardzo silnym nurcie, ominąć wiele skał, zakrętów i bystrzy. To normalne na większości syberyjskich rzek, dlatego tak ciężko poruszać się tutaj i każda wyprawa wymaga dobrego i solidnego przygotowania, a przede wszystkim doświadczonych miejscowych przewodników.
Tajmień ryba wyprawyPo dotarciu na miejsce późnym popołudniem rozbijamy nad rzeką nasz obóz. Do dyspozycji mamy profesjonalne namioty trekingowe produkcji amerykańskiej, są to namioty dwuosobowe, z przedsionkiem, których rozbicie nad rzeką zajmuje dosłownie chwilę. Oprócz namiotów dla członków ekspedycji i przewodników, zabieramy też namiot, który będzie nam służył jako bania – tradycyjna rosyjska łaźnia, namiot stołówkę oraz namiot kuchenny, który będzie królestwem naszego kucharza. I w zasadzie od tej pory możemy zacząć łowić. Na tej szerokości geograficzne noce są bardzo krótkie, dlatego nie ma co się martwić, że dzień będzie za krótki. Poza tym tajmienia łowimy też w nocyszczególnie na myszę. Obozowanie nad rzeka jest najpraktyczniejszym sposobem prowadzenia spływu i wędkowania, dlatego też podczas wyprawy będziemy przemieszczać się i rozbijać obóz w różnych miejscach, co daje doskonałe, codziennie inne możliwości połowowe. Będziemy także nocować w tradycyjnych chatach myśliwskich, które latem stoją puste, a zimą są używane przez zawodowych myśliwych polujących tutaj na sobole i inne zwierzęta.
Wyżywienie. Podczas wędkowania i spływu uczestnicy mają zagwarantowane całodzienne wyżywienie, na które składają się trzy posiłki dziennie, przygotowywane na bieżącą dania kuchni rosyjskiej i europejskiej ale także specjalności tutejszej syberyjskiej kuchni, ryby w różnej postaci, chleb domowego wypieku, w zależności od sezonu, zbieramy także jagody, grzyby oraz dzikie rośliny i zioła, które dodajemy do dań lub na przykład parzymy z nich herbatę. Herbata i przekąski dostępne według życzenia w ciągu całego dnia.
Aby zapewnić bezpieczeństwo i właściwą organizację wyprawy grupie zawsze towarzyszy miejscowy przewodnik . Jego zadaniem oprócz zapewnienie bezpieczeństwa członkom wyprawy jest także pomoc podczas wędkowania, gotowanie posiłków, pomoc podczas rozbijania namiotów itd. Przewodnik wyposażony jest w broń palną i jest profesjonalnym myśliwym, który doskonale zna zwyczaje tutejszych dzikich zwierząt oraz warunki życia w tajdze. Posiada on także wszystkie dokumenty i certyfikaty wymagane w Rosji do prowadzenia tego typu spływów.
Długość spływu: 7 dni wędkowania
Wielkość grupy: 5 wędkarzy
Planowany termin: wrzesień 2017
W koszt wyprawy wlicza się : opiekę polsko/rosyjskojęzycznego przewodnika wędkarskiego od lotniska w Warszawie, pomoc przy otrzymaniu wizy rosyjskiej, zakup biletów lotniczych, biletów na statek, rezerwację hoteli itp. Organizację spływu według opisu, oraz wszelkie materiały i produkty niezbędne do przeprowadzenia wyprawy (łodzie, namioty, żywność, paliwo, środki bezpieczeństwa, łączność radiową, licencje itp.), porady dotyczące sprzętu wędkarskiego, przynęt, rzeczy osobistych niezbędnych do zabrania na wyprawę (listę rekomendowanego sprzętu oraz rzeczy do zabrania otrzymuje każdy uczestnik wyprawy)
W koszt wyprawy nie wlicza się: kosztu międzynarodowych biletów lotniczych, kosztu biletów na statek, ewentualnie na samoloty krajowe w Rosji, hotelu, transferów i wyżywienia w Krasnojarsku oraz na statku, napojów alkoholowych innych wydatków nie związanych bezpośrednio z samą wyprawą
Planowany program wyprawy:
Dzień 1: spotkanie na lotnisku w Warszawie, odlot do Krasnojarska z przesiadką w Moskwie
Dzień 2: przylot do Krasnojarska, zakwaterowanie w hotelu, czas wolny, zwiedzanie miasta itp. Według ustaleń z uczestnikami wyprawy
Dzień 3: rano zamustrowanie na statku, wypłynięcie z Krasnojarska, podróż na północ Jenisejem
Dzień 4-5: kontynuowanie podroży Jenisejem, na 5 dzień po południu docieramy na miejsce rozpoczęcia wyprawy. Zapoznanie z przewodnikami, przesiadka na ślizgacze, transfer na rzekę do miejsca rozbicia pierwszego obozu, przygotowanie sprzętu, rozpoczęcie wędkowania.
Dzień 6-9 wędkowanie połączone ze spływem według ustaleń z uczestnikami i rekomendacji przewodnika
Dzień 10: spływ w dół rzeki połączony z wędkowaniem
Dzień 11: zakończenie spływu, pakowanie rzeczy, transfer do wsi, mustrowanie na statek, droga powrotna do Krasnojarska- dzień 13
Dzień 14: przybycie do Krasnojarska, transfer do hotelu
Dzień 15: wylot do kraju
Jeżeli nigdy nie byłeś na takiej wyprawie lub być może byłeś i chciałbyś to ze mną powtórzyć, a masz jakiekolwiek pytania po prostu skontaktuj się ze mną:
Irek Szatlach
Tel. 534-628-458